Google Website Translator

czwartek, 26 stycznia 2012

CHINY I NAUKOWA GLOBALIZACJA


Dzis przykul moja uwage artykul-komentarz opublikowany w Nature, napisany przez Peng Gonga, naukowca pracujacego dla Center for Earth System Science w Tsingua (Chiny) oraz  na University of Berkeley (USA). Porusza on kwestie chinskich badan naukowych, ktore sa spowalniane przez.. chinska historie i kulture.
Peng Gong wyjasnia, ze na chinski system uprawiania nauki duzy wplyw mialo dwoch bardzo wplywowych filozofow, ktorych nauki istnialy w Chinach od ponad 2000 lat:
Wielki Mur Chinskiej Nauki? Zrodlo: Wikipedia
-    Konfuncjusz: intelektualisci musza byc lojalnymi rzadcami

-       Zhuang Zhou:  harmonijne spoleczenstwo opiera sie na izolacji rodzin (w celu unikniecia konfliktow) oraz na odrzuceniu technologii (by nie poddac sie chciwosci).
Efekt? Badania na mala skale, prowadzone przez samowystarczalne laby, ale z potepieniem ciekawosci, komercjalizacji i technologii.
Dodatkowo, kazdy czlonek naukowej spolecznosci chce byc liderem, a jak wiadomo, nie kazdy  jest predysponowany do dobrego zarzadzania zespolami ludzi. Wszystko to konczy sie kupowaniem przez liczne grupy naukowe tego samego sprzetu i prowadzeniu podobnego typu analiz. W szersej skali, wszystkie wieksze organizacje – od uniwersytetow, poprzez instytuty naukowe, na agencjach rzadowych konczac – chca byc liderami badanian, co w zasadzie uniemozliwia wspolprace i wymiane danych.
I jeszcze jeden problem, na ktory Peng Gong zwraca uwage, to bardzo mizerny podzial pracy  - to co w Chinach sie liczy, to 1) prowadzenie badan – w rezultacie nikt nie chce podejmowac sie pomniejszych, wspierajacych rol  2) dane niemal w calosci wyprodukowane przez dana grupe, co konczy sie tym, ze kazdy lab musi robic wszystko samodzielnie, od nawet podstawowych analiz laboratoryjnych, na budowaniu i rozwijaniu baz danych konczac.
Ja ze swojej strony dodam, ze z mojego doswiadczenia Chinscy studenci calkowicie podlegaja autoretetom, wykonujac kazde, nawet najbardziej bezsensowne polecenie swoich przelozonych, co rowniez moze byc wynikiem wplywow filozofii konfuncjanskiej.  Jest to o tyle  smutne, ze bardzo czesto sa to studenci niezwykle inteligentni i swietnie znajacy sie na swojej dzialce, ale nawet jesli wiedza, ze jakas analiza/badanie nie ma sensu, nigdy nie odwaza sie tego powiedziec komus, kto jest stopniem i doswiadczeniem ponad nimi.
Rozwiazania jakie Peng Gong sugeruje nie sa ani proste, ani przynoszace efekty z dnia na dzien.  Zmiany powinny sie zaczac juz w szkole podstawowej, nie dopiero na uniwersytetach, wlaczajac do programu nauczania lekcje przyrody tak wczesnie jak to mozliwe, ale tez promujac dociekliwosc u dzieci (kto by pomyslal, ze dzieci trzeba tego uczyc!).  Dodatkowo, Peng proponuje podzial pracy naukowej na zawody o okreslonej specjalizacji oraz promowanie wspolpracy miedzynarodowej (poprzez dodatkowe finansowanie). I na koniec sugeruje on sprowadzanie do Chin wybitnych uczonych zza granicy, co znowu zmusza Chiny do inwestycji w ich edukacje wyzsza, tak by ich uniwersytety przyciagaly takichz naukowcow.
Choc mowa tu o Chinach, czy niektore z tych “symptomow” nie brzmia znajomo? Choc byc moze rzeczy sie zmienily przez ostatnie cztery lata (kiedy to ostatni raz mialam jako-taki kontakt z polska nauka), ale izolacja, brak wspolpracy i wymiany danych, akademicki hierarchism wydaja sie byc bolaczka nie tylko nauki w Chinach. Moze i Polacy powinni wziac sobie rady Peng Gonga do serca?

Do przeczytania wkrotce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz