Google Website Translator

czwartek, 27 grudnia 2012

KUCHNIA CELEBRYTÓW NIE TAKA ZDROWA JAK JĄ PISZĄ

Chyba każdy z nas słyszał  - czy to od swojej mamy czy babci - że nie ma nic lepszego niż domowe jedzenie (po czym na pewno padło kilka obelg w kierunku junk-foodów i "pełnych chemii" gotowych posiłków do podgrzania w mikrofali). I jakby sentyment nie wystarczył, myśl tę poparli też naukowcy w związku z toczącą się na świecie batalią z otyłością, szczególnie w USA i UK. Stała za tym filozofia, że producenci gotowych posiłków i właściciele restauracji chcą z jednej strony serwować jedzenie smaczne, po które sięgniemy ponownie w przyszłości  (czytaj: pełne nasyconych tłuszczów, soli i/lub prostych cukrów) i które jednocześnie będzie tanie, tzn. wytrzymać na pólce sklepowej/ladzie kuchennej odpowiednio długo (czyli musi zawierać mnóstwo konserwantów, w tym soli). A to wszystko szczupłości i zdrowiu nie sprzyja. Tak więc domowe jedzenie miało być receptą na całe te otyłości zło :) Wnioski takie  świetnie podsumował Harry Balzer, naukowiec zajmujący się marketingiem żywności w wywiadzie z Michaelem Pollanem:

“Proste. Chcesz, by Amerykanie jedli mniej? Mam dla ciebie dietę, której szukasz. Jest krótka i prosta. Oto mój plan: gotuj w domu.  To wszystko. Jedz co tylko ci się podoba - jeśli tylko będzie przygotowane przez ciebie. "

Jeśli to prawda, ostatni boom programów kulinarnych powinien tu pomóc - kucharze stają się prawdziwymi gwiazdami, ich programy biją rekordy popularności, a książki kucharskie są obecnie najlepiej sprzedającą się literaturą z rodzaju nonfiction w Wielkiej Brytanii. Skoro tak dziarsko podchodzimy wszyscy do gotowania, pokonanie epidemii otyłości pozostanie zapewne tylko kwestią czasu. Tylko czy gotowanie w domu faktycznie zawsze wychodzi nam na zdrowie?

Pewne rzeczy się nie zmieniają: świeże owoce i warzywa wciąż pozostają częścią zdrowej i zbalansowanej diety.
Zdjęcie: Wikipedia


ResearchBlogging.org

Zdrowy rozsądek sobie, a badania naukowe sobie.  Ostatnio opublikowany w prestiżowym BMJ artykuł naukowców z Newcastle, UK, wydaje się temu zaprzeczać. Konkretnie, porównali oni jakość odżywczą 100 gotowych do spożycia posiłków z trzech wiodących marketów w Wielkiej Brytanii (Tesco, Asda oraz Sainsbury's) z setką najbardziej popularnych przepisów pochodzących z książek największych (angielskich) gotujących celebrytów (Jamie Oliver, Nigella Lawson, Lorraine Pascale i Hugh Fearnley-Whittingstall). Ale żeby porównania były bardziej reprezentatywne, skupiono się jedynie na gorących posiłkach, które mogły być spożywane na codzień, a nie na specjaną okazję, oraz nie były śniadaniem ani zupą :)

Wyniki? Ani gotowe posiłki, ani przepisy popularnych kucharzy nie spełniły w całości zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). OK, tutaj może nie ma specjalnej niespodzianki. Co najbardziej zaskakuje jednak to to, że posiłki z angielskich marketów okazały się dużo częściej zdrowsze od posiłków celebrytów: były mniej kaloryczne (w przeliczeniu na porcję), zawierały mniej białka i tłuszczy, również tych  nasyconych, oraz miały statycznie więcej błonnika. Ale żeby nie było: obie klasy posiłków posiadały więcej białka, tłuszczy i soli niż rekomenduje WHO, natomiast miały mniej węglowodanów i błonnika. Przynajmniej spełniały te normy dotyczące cukrów prostych ;) 

No i masz tu babo placek - już wydawało się, że dokonujemy rewolucji żywieniowej "wciągając się" w gotowanie, uczenie się nazw egzotycznych owoców i warzyw, a i pewnie nałogowe śledzenie programów kulinarnych, a tu okazuje się, że nie ma prostych odpowiedzi ani rozwiązań. Bez powszechnej edukacji w kwestii jedzenia, zbalansowanej diety oraz składników odżywczych ani rusz. Trzeba myśleć co sie je, kiedy i ile. Ale jedno pozostaje pewne: gotowanie w domu wciąż pozostaje jedynym sposobem na pełną kontrolę tego co się je - czy użyjemy surowych czy smażonych warzyw, oliwy zamiast masła, szczypty czy łyżeczki soli  - to wszystko zależy od nas. Stąd amatorskie gotowanie to wciąż dobry start na drodze do zdrowszego jedzenia, sęk w tym, że ślepe gotowanie tego, co nam sugeruje telewizja i inne media nie zagwarantuje nam ani szczupłej sylwetki, ani setki lat życia w szczęsciu i zdrowiu :) To ostatnie wciąż pozostaje w naszych rękach.


OMAWIANY ARTYKUŁ:
  • Howard, S., Adams, J., & White, M. (2012). Nutritional content of supermarket ready meals and recipes by television chefs in the United Kingdom: cross sectional study BMJ, 345 (dec14 14) DOI: 10.1136/bmj.e7607

niedziela, 23 grudnia 2012

NAUKOWYCH ŚWIĄT!!

Tak, tak, blog "Nauka, rzecz ludzka" obchodzi właśnie swoje pierwsze Święta Bożonarodzeniowe! Z tej okazji chciałam Wam złożyć, drodzy Czytelnicy, świąteczne życzenia, aczkolwiek w nucie odrobinę bardziej naukowej :)

Jesteśmy maleńką plamką, na innej maluśkiej plamce maciupiunkiej plamki. Jesteśmy pyłkiem we Wszechświecie. Historia odkryć astronomii i kosmologii jest pasmem "rozczarowań" tym, że nie jesteśmy centrum, nie jesteśmy wszystkim. Słońce nie krąży wokół Ziemi, ani nie jest ona centrum Układu Słonecznego.  Idąc dalej, tenże system jest tylko jednym z 200-400 miliardów podobnych układów, i to tylko jeśli weźmiemy pod uwagę naszą galaktykę, będącą jedną ze 170 miliardów innych galaktyk w obserwowalnym wszechświecie. Nasz Układ Słoneczny nie jest zresztą nawet centrum tego wszechświata (a przynajmniej każde "centrum" to tylko iluzja). Co więcej, jesteśmy mało wyjątkowi pod względem budowy - proporcje najważniejszych pierwiastków budujących nasze ciała odpowiadają częstości ich występowania w reszcie wszechświata - w malejącej kolejności: wodór, tlen, węgiel, azot... itd. Czyli być może nie jesteśmy tylko częścią wszechświata, ale wszechświat jest w nas?  Nie sądzę - w końcu możemy doświadczyć lub wykryć zalewie 4% materii składającej się na budowę wszechświata - reszta to  ciemna energia i materia...


Andromeda. Zdjęcie: Wikipedia 


Rzecz w tym, że mimo tych ogromnych liczb i odległości - udało nam się. Udało nam się zaistnieć na tym świecie jako inteligentny gatunek zdolny do tworzenia zaawansowanych technologii i skłonny do refleksji. Udało nam się to - i to jako jedynemu gatunkowi z około miliarda innych jakie kiedykolwiek żyły na tej planecie. Co więcej, żyjemy w niesamowitych czasach, kiedy nie tylko nie muszę spędzać 90% swojego czasu na szukanie pożywienia, ale (jako kobieta!) mogę realizować się naukowo, a także pisać do Was te słowa i za sprawą jedengo kliknięcia udostępnić je tysiącom potencjalnych Czytelników.

Niech w te święta towarzyszy Wam wielkość - tego, czy innego - wszechświata, ale tylko w kontekście naszego olbrzymienia szczęscia; wyścigu jaki wygraliśmy z prawdopodobieństwem. Mamy tylko jedno życie, więc wykorzystajmy je dobrze - z bliskimi i rodziną. Wesołych Świąt!


wtorek, 18 grudnia 2012

NIMB O "NAUKA, RZECZ LUDZKA"!


Zdaję sobie sprawę, że do bycia prawdziwtm hitem "Nauce, rzeczy ludzkiej" trochę brakuje - szczególnie pod względem regularności publikowania postów! Tym nie mniej miło mi jest z dumą podzielić się z wami tym, że ukazał się właśnie najnowszy numer czasopisma NIMB (Nauka-Innowacje-Marketing-Biznes), gdzie można - między takimi fascynującymi tematami jak naukowa fantastyka czy rewolucja w komunikacji naukowej - przeczytać również wzmiankę o "Nauka, rzecz ludzka" (str. 19). Wzmianka dotyczy nowego modelu otwartego pobierania i dzielenia danych medycznych, o którym pisałam w październiku. A więc ktoś dostrzegł ten blog oraz tematy tu poruszane! :) Dziękuję :) A was serdecznie zapraszam do lektury NIMBa!




czwartek, 13 grudnia 2012

LINKOWNIA - FEJSBUKOWNIA

Ostatnio kilka osób narzekało mailowo na brak Piątkowej Linkowni - co dało mi do myślenia, że czas oficjalnie zaanonsować zmiany, które miały miejsce już jakiś czas temu, ale które najwidoczniej umknęły przynajmniej części z nas. Otóż linkowni na łamach tego blogu już nie ma i nie będzie, bo została w sposób dość naturalny wchłonięta/przejęta przez moje posty podsyłane na stronie fejsbukowej bloga.  A i sporo się na niej dzieje - poza linkami do moich blogowych postów (te akurat są w mniejszości), podsyłam ciekawe artykuły, opinie, a czasem też nerdowskie śmieszności, bo jak popularyzacja, to tylko przez zabawę :) Stąd też zachęcam do "polubienia" strony na fejsbuku wszystkich tych, którzy jeszcze tego nie uczynili - sądzę, że warto :)

środa, 12 grudnia 2012

BABSKIEJ RZECZY CIĄG DALSZY

Pamiętacie  kontrowersyjne/zabawne/zaskakujące video wydane przez Komisę Europejską, "Science, a girl thing"? To samo, które rzekomo miało na celu zachęcić kobiety do podążania ścieżką kariery naukowej (pisałam o nim tutaj i tutaj)?

Żeby nie było, Komisja ta wydała ponad £80 000 (trochę ponad 400 tyś. zł) na tę przesławną produkcję. Za dokładnie £7.66  (około 38zł) naukowcy z Bristolu stworzyli własną wersję (parodię?) tegoż klipu. Śmieszne? Lepsze? Słodko-gorzkie? Co myślicie?






niedziela, 2 grudnia 2012

CZY MAGNEZ POPRAWIA NASZĄ PAMIĘĆ?

Trochę onieśmielają mnie reklamy w polskim radiu. Co druga dotyczy suplementów diety, a połowa  z nich zachwala zbawienny wpływ magnezu na wszelkiego rodzaju procesy myślowe, włączając w to uczenie się i zapamiętywanie. Ale czy prawdą jest to, co tyle polskich reklam bierze za pewnik?

Prawie niemal cała wiedza jaką mamy o działaniu magnezu na procesy poznawcze i zapamiętywanie pochodzi z badań nad myszami i szczurami. Źródło fot: Wikipedia

I tak i nie, to znaczy - jak to w nauce zwykle bywa - nie wiemy na pewno :) Rzecz w tym, że od dekady są wykonywane badania na myszach i szczurach i te są dość obiecujące, ale zanim przejdę do ich omówienia, krótki wstęp o tym jak się uczymy i zapamiętujemy:

Istnieje w neurobiologii zasada Hebba, która stwierdza, że uczenie się i pamięć zależą od modyfikacji połączeń synaptycznych między neuronami, które są aktywne w tym samym czasie. Czyli na przykład to, jak szybko skojarzymy datę 1410 z bitwą pod Grunwaldem będzie zależyć jak silne połączenie synaptyczne jest między tą datą a danym wydarzeniem. Przeważnie wzmacniamy te połączenia dzięki regularnemu (i mozolnemu) powtarzaniu danych informacji, aż w końcu zostaną one z sobą skojarzone (połączenia synaptyczne będą wystarczająco silne).

ResearchBlogging.org A teraz z powrotem do badań na myszach: znamy u nich receptor, który wzmacnia połączenia synaptyczne (i nazywa się NR2B, jeśli musicie wiedzieć). I istotnie, od 1999 roku wiemy, że mysia pamięć może zostać znacznie polepszona jeśli tenże receptor jest w stanie nad-ekspresji [1]. Ale to tylko początek, bo już od 2004 roku wiemy, że magnez odgrywa kluczową rolę w wywoływaniu tej nad-ekspresji [2]. A od 2010 roku wiemy z badań na szczurach, że podwyższone poziom magnezu w mózgu poprawia zarówno krótko- jak i długo-terminową pamięć u tych gryzoni [3].

Wszystko w porządku, póki co. Ale co z ludźmi? O ludziach i magnezie wiemy niewiele: ot, tyle, że u starszych ludzi poprawia on sen (wydłuża fazę głębokiego snu) oraz obniża poziom kortyzolu, tzw. "hormonu stresu" [4]. I tyla.

Pytanie: jak to możliwe, że jest tak niewiele badań z udziałem ludzi? Odpowiedź jest prosta: badania kliniczne są szalenie drogie, a suplementów magnezu nie można opatentować, więc firmy farmaceutyczne nie otrzymałyby właściwego zysku z ich sprzedaży. Pat? Niekoniecznie.

Ostatnio znów zrobiło się głośno o magnezie, gdy amerykańska (a jakże!) firma farmaceutyczna Magceutics of Hayward z Kaliforni ogłosiła rozpoczęcie badań klinicznych nad suplementem magnezu Magtein. Co się zmieniło, że właśnie oni zabierają się za inwestycję w badania nad magnezem? Sekret Magtein polega na tym, że dostarcza on magnez bezpośrednio do mózgu (to znaczy przełamuję barierę krew-mózg), czego żaden obecnie dostępny na rynku suplement diety nie potrafi. Czy w takim razie dowiemy się wkrótce prawdy o ludziach i magnezie? To wcale nie jest jasne. Magceutics of Hayward przeprowadzają badania na osobach ze stanami lękowymi (ang. anxiety), by sprawdzić czy magnez może zmniejszyć poziom odczuwanych lęków i poprawić jakość snu. Monitoring innych funkcji poznawczych, takich jak pamięć, ma być tylko pobocznym pomiarem. Dodatkowo, badanie uwzględni jedynie 50 uczestników (25-przyjmujących Magtein i 25-placebo), co daje słabe szanse na uzyskanie znaczącego wyniku - by mówić o reprezentatywnych danych, potrzebaby tysięcy pacjentów. Tak więc albo nie zobaczymy efektu suplementu, bo próba będzie za mała, a nawet jeśli tak, to interpretacja wyników będzie ograniczona, bo odniesie się jedynie do ludzi ze stanami lękowymi.


Tak więc wygląda na to, że jeszcze przez długi czas pozostaniemy bez lepszej odpowiedzi na to, czy warto łykać suplementy magnezu, co oznacza, że śmiałe roszczenia reklam suplementów magnezowych mają się nijak do naukowej, opartej na twardych danych rzeczywistości. Jak dla mnie, w codziennej diecie zawsze lepsze wydaje się przyjmowanie mikro- i makro-elementów w pożywieniu (np. produkty bogate w magnez to fasola, orzechy włoskie, płatki owsiane, czekolada, itd.), chyba, że cierpimy na krytyczny niedobór. I jak ze wszystkim - co za dużo, to niezdrowo, a ja na swój brak wybitnej pamięci zacznę się uczyć mnemotechnik, o! I też wzmocnię połączenia synaptyczne, jak nic! :)

do przeczytania wkrótce!


REFERENCJE

1) Tsien, J., Tang, Y., Shimizu, E., Dube, G., Rampon, C., Kerchner, G., Zhuo, M., & Liu, G. (1999). Genetic enhancement of learning and memory in mice Nature, 401 (6748), 63-69 DOI: 10.1038/43432

2)  Slutsky, I., Sadeghpour, S., Li, B., & Liu, G. (2004). Enhancement of Synaptic Plasticity through Chronically Reduced Ca2+ Flux during Uncorrelated Activity Neuron, 44 (5), 835-849 DOI: 10.1016/j.neuron.2004.11.013

3) Slutsky, I., Abumaria, N., Wu, L., Huang, C., Zhang, L., Li, B., Zhao, X., Govindarajan, A., Zhao, M., Zhuo, M., Tonegawa, S., & Liu, G. (2010). Enhancement of Learning and Memory by Elevating Brain Magnesium Neuron, 65 (2), 165-177 DOI: 10.1016/j.neuron.2009.12.026

4)   Held, K., Antonijevic, I., Künzel, H., Uhr, M., Wetter, T., Golly, I., Steiger, A., & Murck, H. (2002). Oral Mg2+ Supplementation Reverses Age-Related Neuroendocrine and Sleep EEG Changes in Humans Pharmacopsychiatry, 35 (4), 135-143 DOI: 10.1055/s-2002-33195