Google Website Translator

wtorek, 26 marca 2013

JAK LECZYĆ MĄDRZE, A EKONOMICZNIE?

Ostatnio przeczytałam, zupełnie od siebie niezależnie, dwa artykuły, które sprowokowały mnie do zadumy nad "służbą zdrowia przyszłości".

Pierwsza ważna informacja: To nie prawda, że starzejące się społeczeństwo jest główną przyczyną rosnących kosztów opieki zdrowotnej. Żeby być bardziej precyzyjnym: starzenie się społeczeństwa odpowiada za dokładnie 0.9% wzrostu kosztów leczenia, przynajmniej w ostatnich 10 latach (i przynajmniej w Kolumbii Brytyjskiej;)). Przyczyny, które łącznie odpowiadają za około 90% wzrostu tych kosztów, to i) wzrost wynagrodzenia dla lekarzy (jak również samej liczby dostępnych specjalistów), ii) wzrost liczby wykonywanych zabiegów, oraz 3) wzrost zapotrzebowania na leki. Jednym słowem, bardziej kosztowna służba zdrowia jest wynikiem nie jakiegoś deterministycznego mechanizmu demograficznego, a raczej obranych strategii politycznych i zdrwotnych.

To już nie te czasy, gdzie wystarczyło myć ręce,
by czuć się zdrowym! Źródło: Wikipedia


No ale cóż można począć? Ludzie chorują, więc trzeba ich leczyć! Bo jaka jest alternatywa - mamy odmówić im profesjonalnej opieki, gdy takowa jest dostępna? Rzecz w tym, że więcej nie znaczy lepiej i nie każda procedura medyczna jest konieczna, by leczyć skutecznie. Bo jak donosi raport amerykańskiego Instytutu Medycyny, około 30% wszystkich wydatków medycznych  z 2009 roku została przeznaczona na usługi, które nie były konieczne, oraz inne wydatki, jak na przykład administrację. I naturalnie, za raportem idą zalecenia, co zrobić by taką postać rzeczy zmienić: ograniczenie badań MRI (obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego) czy tomografii komputerowej są dość zrozumiałe, ale niektóre zalecenia mogą zaskakiwać: np. kobiety między 30 a 65 rokiem życia, które nie mają podwyższonego ryzyka zachorowania na raka szyjki macicy powinny wykonywać badania cytologiczne co 3 lata, a nie corocznie, jak to się odbywało do tej pory.


Toograf komputerowy. Źródło: Wikipedia



Więcej badań oznacza nie tylko brak poprawy leczenia, ale czasami również wyrządza więcej szkody niż korzyści, np. "przediagnozowanie", czyli wykrywanie chorób, których tak naprawdę nie ma (ang. overdiagnose lub false positives), co oznacza dodatkowy stres dla samego pacjenta i jej/jego rodziny, ale też dodatkowe koszty. Już nie wspomnę  o sytuacjach, gdzie takie niepotrzebne procedury medyczne wystawiają pacjenta do niepotrzebne ryzyko czy ból, np. prześwietlenia czy biopsje.

Jednak największy problem do rozwiązania, moim zdaniem,  pozostaje w naszych głowach. Bo jak powiedzieć pacjentowi, że nie wyśle się go na jakieś badanie, tylko poczeka się czy objawy przejdą w ciągu tygodnia? Czy nie stąd lekarze nierzadko przypisują antybiotyki nawet na przeziębie (które jest wywołane przez wirusy i na które antybiotyki nie działają), by uspokoić pacjenta, że "jest leczony"? Dlaczego z takim oporem przypisuje się zwykłe placebo w przypadkach gdzie wiadomo, że życie pacjenta nie jest zagrożone, gdy wiadomo, że czasem może być ono równie skuteczne jak niektóre leki?

Jedno jest pewne: zmiany nie bedą ani łatwe, ani szybkie, ale są konieczne, jeśli chcemy mieć zrównoważoną i stabilną służbę zdrowia.

2 komentarze:

  1. Sądząc po tytule, myślałem że artykuł będzie raczej o czymś innym - o ekonomicznych planach opieki zdrowotnej. W BG wprowadzono w latach 90. kompleksowy system leczenia cukrzycy we wczesnym stadium, obejmujący badania przesiewowe, łatwy dostęp do leków i rehabilitacji czy kampanie reklamujące odpowiednią dietę w cukrzycy. Koszta były oczywiście duże, zwłaszcza przy wdrażaniu, ale inwestycja się zwróciła - koszty leczenia rozwiniętych postaci cukrzycy, z amputacjami od stopy cukrzycowej włącznie, oraz koszty wynikłe z przejścia chorych w wieku przedemerytalnym na renty i zasiłki chorobowe, a co za tym idzie, zmniejszeniem liczby pracowników, byłyby w tym samym czasie kilka razy większe.

    Niestety u nas myśli się tylko o oszczędnościach doraźnych, na przykład wielu hemofilityków mających utrudniony dostęp do preparatów zwiększających krzepliwość, zostaje niepełnosprawnymi przed skończeniem 40 lat i nie może już podjąć pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poruszasz bardzo istotny problem, z którym - niestety! - boryka się większość krajów, nie tylko Polska. I ostateczne decyzje nad kwestią czy inwestowac w służbę zdrowia długo- czy krótko-dystansowo pozostaną domeną raczej polityki, niż nauki. Bo tak jak mówisz, zdrowy rozsądek jasno wskazuje, że rozwiązania prewencyjne, długodystansowe mają więcej sensu ekonomicznego (i zdrowotnego!), ale który polityk odbierze pieniądze na obecnie cierpiących wyborców w imię zdrowia wyborców żyjących 20-30 lat później? Już nie wspomnę o potężnych lobbych, które są w stanie spowolnić lub uniemożliwić nawet najbardziej oczywiste i racjonalne akcje (patrz, wprowadzenie cen minimalnych na alkohol w UK: http://www.bbc.co.uk/news/uk-scotland-21358995 oraz http://www.guardian.co.uk/commentisfree/2013/may/08/minimum-pricing-alcohol-red-faced-ranters). Ale to już inna historia....

    OdpowiedzUsuń